- Wzloty i upadki, mój drogi. Wzloty i upadki.
- Raczej upadek na dno, a teraz ryję w mule
szukając drogi na przeciwną półkulę. Oferta opierunku nadal aktualna... – Keath
wciągnął powietrze płynące z domu, zmarszczył nos, skrzywił się. - ...drogie
damy?
Aelie nagle przeniosła wzrok ponad jego ramię. –
Jak ci tak strasznie śmierdzi, to powąchaj to. – A gdy Keath się obrócił, po
ścieżce do domu właśnie szedł chłopak w czerwonej czapce dostawcy. Aelie bez
słowa wręczyła mu dwa banknoty i wskazała na schody, żeby położył tam siedem
olbrzymich pudełek z pizzą.
- Nawet mu nie podziękujesz? – burknął Keath z
niesmakiem, choć istotnie od dostawy zalatywał znacznie lepszy zapach niż z
głębi domu. Aelie zawiesiła na nim rozszerzone, beznamiętne źrenice zanim
odparła:
- To, co trzymał w rękach odchodząc, mówiło i
„dziękuję”, i „przepraszam za ciężar”, i cokolwiek innego potrzebował w tej
chwili usłyszeć.
- Podstawową ludzką interakcję. – Swoje ciche
spostrzeżenie zamaskował kaszlnięciem. – A moje pierwotne pytanie? – zapytał
już głośniej.
- Zależy. Czy ty chociaż doceniasz to, jak brzmię,
gdy mówię, i jak mogą na to reagować obcy ludzie, i jak w istocie często
reagują, a także czy jesteś w stanie zrozumieć, dlaczego unikam mówienia, jeśli
jest to możliwe?
- Strzelam w ciemno, ale: bo jak otworzysz usta,
ciężko ci je zamknąć?
- Chcesz przekroczyć ten próg jeszcze kiedykolwiek
w życiu?
Nagle na rzeczonym progu pojawiła się znów Lea,
już z otwartymi ustami, jakby chciała ich o coś zapytać, ale potem jej
wygłodniałe ślepia padły na pudełka z pizzą; schwyciła je jak drapieżnik, rzuciła
na nich jeszcze raz okiem, po czym zniknęła w domu, krzycząc na nich przez
ramię:
- Zamknijcie drzwi, jak macie zamiar dalej się
mizdrzyć na ganku, bo zimno leci!
Keath wykorzystał ten moment na opanowanie się, i
gdy Aelie przymknęła lekko drzwi i znów obróciła się ku niemu, uśmiechnął się
lekko i rzekł:
- Wybacz odruchowe pytanie. Lata pracy przy
ludziach, którzy myślą, że pieniądze załatwiają wszystko.
Aelie również się uśmiechnęła, wyraźnie
przejrzawszy jego zamiary. – Osobiście wolę dać komuś pokaźny napiwek niż
musieć patrzeć mu w twarz, gdy śmieje się z mojej wady wymowy... A jeśli o
ciebie chodzi, to najwyraźniej nie przychodzisz w przyjacielskich odwiedzinach,
czyż nie?
- Po prostu brakło mi waszego uroczego zapachu
pięknych kobiet, no i bieżącej wody... i ogrzewania... i elektryczności...
Ścian podtrzymujących dach też, więc nie, nie jestem tu socjalnie. A właściwie
to bardzo socjalnie...
Uśmiech natychmiast spełzł z ust Aelie. –
Wylądowałeś na ulicy?
- Na ulicy za duży ruch. Planowałem się zadekować
pod mostem albo w kanałach, ale perspektywa domu z seks-loszkiem i trzema
dziewczętami o... – Przerwał na moment, najwyraźniej szukając właściwego słowa
– ciekawych usposobieniach... no, wydawała mi się milsza.
- Hm. – Aelie znów pozwoliła ustom ułożyć się w
sarkastyczny uśmiech. – Istotnie masz w sobie Pierwiastek Miłości. Zaczynałam w
to wątpić.
- Tak, tak. Miłość, jednorożce i krokodyle.