Przyłożyła policzek do rozgrzanej kolby. Oficer
obcego wywiadu wciąż stał tam, gdzie poprzednio, jakby nie minęła nawet
sekunda, od kiedy oderwała od niego wzrok. Opierał się ciężko o bok wojskowej
terenówki, słuchając czegoś przez radio. Rozkazy, pomyślała, albo już znalazł
naszą częstotliwość i teraz łamie szyfr. Nie było czasu do stracenia, nie na
gwizdanie na ptaki ani czytanie starych książek. Teraz był czas, by działać.
I wkrótce świat znów usunął się spod niej i
zawisła w eterze z celownikiem i misją tam, po drugiej stronie. Zniknął czas,
zniknęły ptaki i chłód wiosennej bryzy. Lea rozpłynęła się w dziwnie
pomarańczowym powietrzu, straciła oddech i bicie serca, a potem – pociągnęła za
spust.
Mężczyzna osunął się po samochodzie jak szmaciana
lalka.
Najpierw dostrzegła czarne perły. Girlandy
czarnych pereł zwieszające się z jasnych krokwi niczym sznury małych,
dziecięcych dusz. Potem dopiero zobaczyła półmrok panujący w wysokim
pomieszczeniu ze ścianami z białych pni poprzecinanych pasmami ciemności.