Witam Państwa na moim... Nie, dobra, nieważne. Wiecie co. Wiecie gdzie. I pamiętajcie: jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o emocje.
(Aktualizowane, jeśli bogowie pozwolą, co drugą środę.)

piątek, 18 listopada 2016

Droga do Erosa (za Ćwiekiem i Parandowskim)

Jest to bóg potężny i wielki, a starszy nawet od Dzeusa i Kronosa (…) należy do najstarszego pokolenia bogów, zrodził się z Chaosu, razem z ziemią i niebem.

Nie uważał, żeby był specjalnie przystojny. Wprawdzie miał czarne jak smoła włosy, opadające mu na ramiona, miał porywające niebieskie jak głębia oceanu oczy i doskonale wymodelowane ciało, ale… Nie, nie uważał, że jest przystojny. Cóż z tego, że potrafił wywołać miłość w każdym człowieku na ziemi, jeśli sam nie mógł jej doznać?
Miał kiedyś kochankę o imieniu Psyche. Była piękna. Była tak piękna, że za każdym razem, gdy ją widział, zapierało mu dech w piersiach. Wiedział, że to miłość niebezpieczna, przeciwnie do tej, którą on rozsiewał. Upominał o tym Psyche, ale ta go nie posłuchała. Teraz nie żyje.
Upominał, aby nigdy nie starała się poznać, kim on jest, bo gdy jego twarz zobaczy, zaczną się dla niej dni niedoli.

Mówiono o nim wiele rzeczy. Kim właściwie jest Eros i jak wygląda? – pytano. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że ta istota żyje pośród nich, że spotykają ją na co dzień, nawet o tym nie wiedząc. Nie przeszkadzało mu to specjalnie. Mógł dzięki temu poruszać się swobodnie wszędzie, gdzie tylko chciał. Najbardziej lubił duże miasta. Zwłaszcza w Ameryce. Po upadku Hellady, a tym samym i Olimpu, nie lubił wracać do Grecji. Przywoływała złe wspomnienia.

Spacerował ulicami Los Angeles. Przyglądał się ludziom, przechodzącym obok niego. Przebywał dłużej z tymi, którzy wydawali się potrzebować jego pomocy. Lubił pokazywać ludziom właściwą drogę do miłości. Ostatnio jednak coraz bardziej zdawał sobie sprawę, jak mały jest jego wkład w ludzkie szczęście. A przy tym jak wielkie konsekwencje może mieć jego błąd. Całe jego życie stanowiło łączenie osoby w pary.
Dlaczego więc sam nie mógł znaleźć drugiej połówki?
Mógł mieć każdą kobietę. Wiedział o tym. Wystarczyło jedno skinienie jego dłoni. Ale to go nie zadowalało. Nie chciał mieć świadomości, iż ona jest z nim tylko dlatego, że użył na niej swej boskiej mocy.
Nie patrzył na ludzi. Nie diagnozował ich problemów. Szedł z głową opuszczoną, rękami wciśniętymi w kieszenie, rozmyślając. Rozpadało się, ale nie zwracał na to uwagi. Ludzie kryli się pod balkonami, schodami przeciwpożarowymi, wtulali się w ściany, czekając aż przejdzie przelotna ulewa. A on szedł. Minął tłum zgromadzony przed jakimś sklepem, stojący pod osłoną jego neonu. Wielkie jak piłeczki pingpongowe krople deszczu spadały na niego, uderzając boleśnie w jego skórę, siekając go po twarzy. A on szedł.
I wtedy Ją zobaczył. Nadchodziła z naprzeciwka. Mimo przygnębiającego deszczu szła niezwykle żwawo, a energia, która od Niej biła, zmusiła go do podniesienia głowy. Ich spojrzenia się spotkały, splotły między nimi w powietrzu przepełnionym wonią orchidei. Minęła go z uśmiechem. Uśmiechem niepasującym do otaczającej ich szarej scenerii brudnego miasta.
Przeszedł osłupiały jeszcze kilka kroków i obejrzał się przez ramię. Ich oczy znów się spotkały. A potem Ona cofnęła się i po prostu ujęła jego dłoń.


Dopiero dużo później dowiedział się, że zadziałała tu boska moc. Nie jego. Jej.

poniedziałek, 31 października 2016

Pierwiastki, teaser #2

- Wzloty i upadki, mój drogi. Wzloty i upadki.
- Raczej upadek na dno, a teraz ryję w mule szukając drogi na przeciwną półkulę. Oferta opierunku nadal aktualna... – Keath wciągnął powietrze płynące z domu, zmarszczył nos, skrzywił się. - ...drogie damy?
Aelie nagle przeniosła wzrok ponad jego ramię. – Jak ci tak strasznie śmierdzi, to powąchaj to. – A gdy Keath się obrócił, po ścieżce do domu właśnie szedł chłopak w czerwonej czapce dostawcy. Aelie bez słowa wręczyła mu dwa banknoty i wskazała na schody, żeby położył tam siedem olbrzymich pudełek z pizzą.
- Nawet mu nie podziękujesz? – burknął Keath z niesmakiem, choć istotnie od dostawy zalatywał znacznie lepszy zapach niż z głębi domu. Aelie zawiesiła na nim rozszerzone, beznamiętne źrenice zanim odparła:
- To, co trzymał w rękach odchodząc, mówiło i „dziękuję”, i „przepraszam za ciężar”, i cokolwiek innego potrzebował w tej chwili usłyszeć.
- Podstawową ludzką interakcję. – Swoje ciche spostrzeżenie zamaskował kaszlnięciem. – A moje pierwotne pytanie? – zapytał już głośniej.
- Zależy. Czy ty chociaż doceniasz to, jak brzmię, gdy mówię, i jak mogą na to reagować obcy ludzie, i jak w istocie często reagują, a także czy jesteś w stanie zrozumieć, dlaczego unikam mówienia, jeśli jest to możliwe?
- Strzelam w ciemno, ale: bo jak otworzysz usta, ciężko ci je zamknąć?
- Chcesz przekroczyć ten próg jeszcze kiedykolwiek w życiu?
Nagle na rzeczonym progu pojawiła się znów Lea, już z otwartymi ustami, jakby chciała ich o coś zapytać, ale potem jej wygłodniałe ślepia padły na pudełka z pizzą; schwyciła je jak drapieżnik, rzuciła na nich jeszcze raz okiem, po czym zniknęła w domu, krzycząc na nich przez ramię:
- Zamknijcie drzwi, jak macie zamiar dalej się mizdrzyć na ganku, bo zimno leci!
Keath wykorzystał ten moment na opanowanie się, i gdy Aelie przymknęła lekko drzwi i znów obróciła się ku niemu, uśmiechnął się lekko i rzekł:
- Wybacz odruchowe pytanie. Lata pracy przy ludziach, którzy myślą, że pieniądze załatwiają wszystko.
Aelie również się uśmiechnęła, wyraźnie przejrzawszy jego zamiary. – Osobiście wolę dać komuś pokaźny napiwek niż musieć patrzeć mu w twarz, gdy śmieje się z mojej wady wymowy... A jeśli o ciebie chodzi, to najwyraźniej nie przychodzisz w przyjacielskich odwiedzinach, czyż nie?
- Po prostu brakło mi waszego uroczego zapachu pięknych kobiet, no i bieżącej wody... i ogrzewania... i elektryczności... Ścian podtrzymujących dach też, więc nie, nie jestem tu socjalnie. A właściwie to bardzo socjalnie...
Uśmiech natychmiast spełzł z ust Aelie. – Wylądowałeś na ulicy?
- Na ulicy za duży ruch. Planowałem się zadekować pod mostem albo w kanałach, ale perspektywa domu z seks-loszkiem i trzema dziewczętami o... – Przerwał na moment, najwyraźniej szukając właściwego słowa – ciekawych usposobieniach... no, wydawała mi się milsza.
- Hm. – Aelie znów pozwoliła ustom ułożyć się w sarkastyczny uśmiech. – Istotnie masz w sobie Pierwiastek Miłości. Zaczynałam w to wątpić.
- Tak, tak. Miłość, jednorożce i krokodyle.

czwartek, 30 czerwca 2016

Zakrzepły uśmiech

„Dlaczego On, dlaczego właśnie ON?!” - krzyczała w myślach Julia, wracając nocą do domu. Usilnie starała się zapomnieć swoje gorące rumieńce i dotyk Jego ciała jeszcze sprzed dziesięciu minut. Zawsze nienawidziła siebie za głupie myśli, które nawiedzały ją na samotnych, wieczornych spacerach i sprawiały, że gubiła się w obłokach rozważań. Ale tego dnia nienawidziła siebie po stokroć, bo właśnie przez jej odpływanie wpadła w parku na znajomego, wysokiego kruczowłosego chłopaka. Strach sprawił, że jej serce zatrzepotało, nieomal nie uciekając jej z piersi... A może to nie był strach?
„Cholera, znowu!” - zgromiła się w myślach, zdawszy sobie sprawę, że przez pewien czas nie wiedziała, gdzie idzie. Nim jednak zdążyła zorientować się w sytuacji, jakaś silna, niewątpliwie męska ręka wciągnęła ją w głąb zaułka. Już po ułamku sekundy z przerażeniem zdała sobie sprawę, że nie zdoła się wyrwać...

Nie potrafiła dokładnie określić, gdzie się znajduje, co się stało i ile czasu już leży tak całkiem nieruchomo w nieprzeniknionej ciemności. Jej zmysły zamroczone były przez przejmujący ból podbrzusza i ud, po których z wolna spływała jej własna krew.
Podniosła się z trudem, pojękując. Świat zafalował i zawirował przed jej oczami, oparła się o wilgotną ceglaną ścianę, kierując się ku jasnemu światłu latarni ulicznej, które raziło jej przywykłe już do ciemności źrenice. Kolejny zawrót głowy dopadł ją akurat w momencie, kiedy ceglany mur się skończył. Straciła równowagę, usłyszała zduszony krzyk i wylądowała w jakichś ramionach, których ciepło przyniosło ulgę jej skostniałemu ciału. Rumieniec znów pokrył jej policzki, gdy przez krwistoczerwoną mgłę ujrzała Jego twarz.
Ręka podskoczyła bez udziału jej woli i spoczęła na piersi. Dopiero wtedy Julia spostrzegła czarną rękojeść, której jelec tkwił w niej, jakby uczepiony jej białej niegdyś koszuli, teraz umoczonej w szkarłacie.
Nie chciała umierać. Chciała jeszcze pozostać na tym złym i skąpanym we krwi świecie, w którym się narodziła. Chciała nauczyć się go kochać i nauczyć się Go kochać. Jednak ciepło Jego ramion ogarniało już ją całą, a czarne dotychczas wnętrze jej powiek rozbłysło ujmującym blaskiem, który powoli przyciągał ją i zrywał jej kontakt z rzeczywistością. Otworzyła usta w bezgłośnym śmiechu, spoglądając na twarz swojej zmarłej przed wieloma laty matki, znów młodej i pełnej absurdalnego życia.
Kobieta ujęła jej rękę i powiodła ją w niekończącą się podróż przez czas i przestrzeń. Widziała jakąś staruszkę na łożu śmierci, ściskającą mocno dłoń swojego syna jeszcze zanim zapadła się w ciszę. Widziała samobójczynię, ze łzami w oczach połykającą całą buteleczkę tabletek; żołnierza w okopie, który umarł nawet o tym nie wiedząc, kiedy kula przeszyła mu czoło; psa zatłuczonego na śmierć przez bandę chuliganów, jego krew płynącą w dół po asfalcie i znikającą w studzience... Niezliczone obrazy, niezliczone agonie, niezliczone ofiary tego bezlitosnego, wyrafinowanego zabójcy - Śmierci.
Jakiegoś mężczyznę zaszlachtowano w ciemnej alejce, zupełnie jak ją. „Czy czuje to samo?” - zastanawiała się. - „Czy widzi moją twarz lub którąkolwiek z twarzy, które ja widziałam? Czy może tylko spada w ciemność, dając się otulić pocieszającym, przynoszącym ulgę chłodem?”
Przez tylko ułamek sekundy Julia widziała jego oczami, czuła zapach jego krwi i jego ból... i to doznanie było dla niej dziwnie błogie. Lecz potem nie było już więcej twarzy i ostatnich chwil. Potem znów stanęła w nieskończonej bieli, wpatrując się w gładkie rysy swojej matki, wciąż drżąca ostatnim uczuciem.
- Pomogłaś im wszystkim - usłyszała jej głos, choć usta przed nią nie złamały swojego lekkiego, uspokajającego uśmiechu. - Dzięki tobie umierali bez cierpień, dzięki tobie mogli poczuć ciepło, ogarniające ich stygnące serca, jeszcze zanim ich świadomość się wyłączyła.
Z każdym jej kolejnym słowem Julia czuła się coraz to bardziej zagubiona, pełna pytań bez odpowiedzi.
- Ale... jak?
- Jednym zwykłym gestem obudziłaś w sobie moc pochłaniania tego, co czuli, i zasiania w nich błogości, którą zapomnieli w swych ostatnich chwilach. Pomogłaś im, to powinno ci wystarczyć. Chodź. Upiekę twoje ulubione ciasteczka.

Uśmiech zastygł na ustach Julii, gdy wyszeptała Jego imię w ostatnim oddechu.

piątek, 8 kwietnia 2016

Bezgłośnie

Siedziała zgarbiona nad stołem, z nogami skrzyżowanymi na krześle w pozycji, która w żadnym razie nie mogła być wygodna. Błędnym wzrokiem wodziła po rysunku, patrząc jakby w kompletnie inne miejsca, niż te, w których akurat znajdował się jej ołówek, i smarowała po kartce tak zawzięcie i zapalczywie, że ta marszczyła się jak bibuła pod naporem jej dłoni. Trzymała ołówek pokracznie, jak małe dziecko. Była piękna, nawet z tym szaleństwem w oczach, nawet gdy zatapiała się w swoich pracach, nawet gdy stylizowała szare plamy na monochromatyczną krew; nawet gdy wciąż nie mogła uciec przeszłości. Dla niego była piękna zawsze. Nawet z poplątanymi włosami. Nawet z ustami otwierającymi się bezgłośnie raz po raz, jak u ryby, w rytm piosenki, którą słyszała tylko ona. Dla niego była piękna zawsze.
Smarowała po kartce nieprzerwanie. Palcami wolnej ręki bezwiednie obejmowała sobie szyję. "Dzieci i ryby głosu nie mają" - powiedział kiedyś jej ojciec, podrzynając jej gardło.

niedziela, 6 marca 2016

TEGS teaser #1

Cienka szczelina światła w ciemności ściany wskazywała miejsce, gdzie drzwi się otworzyły, i była jak niewielkie okienko w głąb pokoju, wypuszczające wszystkie dźwięki: miękką, delikatną muzykę sączącą się z radia i cichą rozmowę dwóch dorosłych mężczyzn, których obu bardzo kochała i szanowała. Światło zdawało się być magiczne, spowiło ją, składało słodkie obietnice, uwalniało myśli. Z łatwością mogła wyobrazić sobie nuty i rozrzucone literki wynoszone z pokoju przez maleńkie drobinki kurzu, widoczne gdy światło na nie padało, zupełnie jakby mimowolnie porzucały niewidzialność wpływając do jasnej strefy. Dziewczynka, mała jak na swój wiek, obserwowała z zachwytem jak światło tworzy sylwetki zwierząt i drzew z powietrza, rysuje zawijające się, kwiatowe wzory przed jej oczami, sprawiając przy tym, że kwitły i rozwijały się, i biegały, i mówiły, i zachowywały tak, jakby były prawdziwe.
Przycisnęła plecy do ściany obok drzwi i obserwowała światło, mając nadzieję na więcej tych obrazków. Literka, rzucana tu i tam przez nieistniejący wiatr, podleciała bliżej, jakby drwiąc, zapraszając. Dziewczynka wyciągnęła rękę, ale kiedy jej palce dotknęły litery, zmieniła się w parę i wywołała eksplozję dźwięków - tak napastliwych i uporczywych, że aż chciała krzyknąć po kogoś, by je zabrał. Lecz wtedy dźwięki okazały się werbalne, potem ułożyły się w słowa i dalej w zdania. Zanim choćby zdała sobie z tego sprawę, niecierpliwie podsłuchiwała rozmowy Ojczyma i Wujka.
- Tylko siebie posłuchaj. Posłuchaj, czego ode mnie oczekujesz. Wiesz bardzo dobrze, że potrzebuję tych pieniędzy równie mocno, jak ty, jeśli nawet nie mocniej. Ty przynajmniej mieszkasz sam i tylko wymyśliłeś sobie założenie własnego biznesu - ja mam rodzinę na utrzymaniu.
- Powinieneś był widzieć to miejsce. Ten budynek jest wspaniały! Trzy skrzydła, trzy piętra, mnóstwo, mnóstwo pokojów i nawet mały podziemny poziom. Nie ma jakiegoś ogródka z kwiatkami, tylko same płaskie pola trawy przy południowym skrzydle i trochę drzew i kamieni po drugiej stronie. Tak trudno uwierzyć, że to kiedyś była czyjaś posiadłość, ten budynek po prostu jest stworzony, by być szkołą!