Dawno, dawno temu był sobie młody lama, który marzył, by zostać rycerzem w lśniącej zbroi. Każdej nocy zasypiał z tym życzeniem w głowie i, śniąc, galopował przed swoją armią, cały pokryty piękną, błyszczącą zbroją, z długim, mocarnym mieczem w szczękach, tratując i tnąc swoich wrogów, wbijając ich truchła w ziemię. Wygrywał wojny, a jego łucznicy wystrzeliwali w nocne niebo ogniste triumfalne strzały, które świeciły jak spadające gwiazdy, podczas gdy jego dragoni wieźli go na swych białych koniach z powrotem do zamku; a w zamku czekał dobry, stary król i lama klękał przed nim, a wtedy słyszał, że ma się podnieść, i król obejmował go silnymi, okrytymi stalą ramionami w geście uznania i podzięki za uratowanie wspaniałego królestwa.
Potem lama budził się i zdawał sobie sprawę, że wciąż tkwi na wysokiej hali, a jego życie wciąż obraca się wokół chmur, trawy i spania. Pasąc się wśród towarzyszy ze swojego klanu lama planował bitwy i w taki sposób zwiększał swoje zdolności taktyczne, a wtedy zastanawiał się, co będzie musiał zrobić, żeby móc ich użyć.
Kiedy lama dorósł, był już tak pełen planów i marzeń, że nie mógł dłużej tego znieść. Pożegnawszy się z rodziną i przyjaciółmi, wyruszył na jednolamową wyprawę, by znaleźć króla, któremu mógłby służyć, i rycerzy, od których mógłby się uczyć. Szedł daleko, przez wzgórza i lasy, i rzeki, i jeziora, i małą pustynię, i potem jeszcze trochę lasów, aż w końcu - zmęczony, z pozdzieranymi raciczkami i splątaną sierścią - stanął przed pięknym zamkiem o białych ścianach i kryształowych oknach.
Kiedy się zbliżył, zauważył strażników stojących przed zamkiem, ubranych w lśniące zbroje i z długimi mieczami przy bokach, i pomyślał: "Pewnego dnia chcę być taki, jak oni!" Ale oni wyśmiali go, kiedy poprosił grzecznie o audiencję u króla, i nie poruszyły ich jego błagania i płacze, lecz w końcu - wpuścili go do stajni. Te były pełne małych pokojów, w których znajdowały się silne ogiery i piękne klacze - konie, które widział dotychczas jedynie z daleka. Lama wpatrywał się w nie przez moment, na ich długie, aksamitne grzywy i czyste kopyta, a potem spojrzał na własne ciało i wydało mu się ono okropnie brzydkie i zdeformowane w porównaniu z ich, i zapłakał.
Ale był tam stary stajenny, który polubił małego lamę. Również zaśmiał się, gdy usłyszał jego marzenie o zostaniu rycerzem, ale to nie był drwiący śmiech drozda, a raczej ciepły, przepełniający odwagą śmiech kochającego ojca; a wtedy powiedział:
- Wiesz co, mały? Będziesz tym rycerzem. Będziesz rycerzem, którego nikt nigdy nie widział, acz najwspanialszym rycerzem, jakiego kiedykolwiek zrodziło to małe, gówniane miasteczko. A ja ci w tym pomogę.
- Naprawdę...? - rzekł lama, a jego pysk rozjaśnił się radością.
- Och, tak. Uwielbiam wyzwania, a to jest z nich wszystkich najtrudniejsze, ale poradzę sobie z tym.
- Ale czy ja sobie poradzę? - zapytał lama. - Przecież jestem tylko małą lamą...
- Możesz być kimkolwiek chcesz, mały, jeśli tylko będziesz próbował bardzo mocno.
I tak, stary stajenny zaczął uczyć lamę wszystkiego, co wiedział, wszystkiego, co przez lata widział, obserwując i towarzysząc rycerzom królestwo. I lama uczył się tego z miłością i pasją, bo było to właśnie to, czym zawsze chciał być i co zawsze chciał robić. Nauka była trudna, a miecz był ciężki; łzy się polały i raciczki połamały, ale stary stajenny był zawsze obok, by wetrzeć mu w nie specjalny chłodzący balsam i wyciąć narastające podeszwy. A lama starał się jak mógł, by zmężnieć i stać się wspanialszym niż jakakolwiek inna lama w ogóle byłaby w stanie., wiedząc, że tylko tak mógł spełnić swoje marzenia. Były dni uporu i noce zwątpienia, ale kilka lat później, kiedy lama wyszedł ze stajni dwa razy wyższy niż człowiek, z futrem spływającym po bokach w krótkich, błyszczących falach i z silnymi, śmiercionośnymi racicami, strażnicy przy bramie spojrzeli dwa razy. Przy jego boku wisiał wspaniały miecz, nawet piękniejszy niż ich własne, z rękojeścią zwieńczoną srebrną lamią głową i ostrzem z damasceńskiej stali, zawieszony na specjalnej uprzęży, żeby lama mógł do niego sięgnąć zębami.
Wpatrywali się w niego ze zdumieniem, gdy dumnie się zbliżał, i odeskortowali go do sali tronowej wraz ze starym stajennym, kroczącym u jego boku. Król marszczył brwi, pochylając się nad wielką, taktyczną mapą granic swojego państwa. Rozrzucone były po niej małe flagi i figurki goblinów, i lama natychmiast zanalizował ustawienie swoim diabelnie wytrenowanym umysłem.
- Panie, przenieś swoje armie na zachód, udając, że się wycofujesz, i pozwól goblinom wkroczyć. Wtedy będziesz mógł zaatakować je z zaskoczenia z drugiej strony.
- Co powiedziałeś? - król uniósł wzrok znad mapy i skupił go na starym stajennym. - O zaskoczeniu?
- To nie byłem ja, mój królu - rzekł stary stajenny. - Był to mój towarzysz tutaj.
Król przeniósł spojrzenie na lamę i mierzył go przez moment. Lama poczuł gorąco na uszach, ale wyprostował się i spotkał oczy króla.
- To była interesująca sugestia - powiedział król, podchodząc do lamy. Wtedy, wreszcie, uśmiechnął się. - Jak ci na imię, lamo?
Lama wahał się przez chwilę, a potem padł na kolana.
- Tobie przypada wybrać mi imię - rzekł - ...mój królu.
Głośny, rubaszny śmiech przeciął powietrze, a potem król spojrzał w dół na ogromną lamę klęczącą u jego stóp i powiedział:
- Ten mi się podoba!
Wielki, budzący grozę lama, pokryty lśniącymi płytami mithrilowej zbroi, galopował przed swoją armią z długim, stalowym mieczem, mocno trzymanym w szczękach. Gobliny kładły się u jego stóp po każdym cięciu, tak jak zboże kładzie się u stóp zdolnego żniwiarza, a jeśli któreś z potworów wciąż żyły, wkrótce ginęły stratowane jego kopytami, teraz pokrytymi ciepłą, czarną posoką. Ostatki wrogów rozpierzchły się w popłochu, a on stał na środku pola walki, podczas gdy łucznicy wysłali w niebo triumfalną salwę ognistych strzał, by błyszczały jak spadające gwiazdy. Dragoni schwycili go i, balansując na grzbietach silnego ogiera i pięknej klaczy, został zawieziony z powrotem do zamku.
Król ujrzał krew skapującą z jego błyszczącej zbroi i dumny uśmiech na jego lamiej twarzy, i wiedział. Lama ukląkł przed nim, gdy się zbliżył, ale król kazał mu powstać, a potem objął jego silne, pokryte stalą ramiona w męski, królewski sposób.
- Jestem nieskończenie wdzięczny - wydusił przez ściśnięte gardło - sir Lamalocie.
Zabawne opowiadania, ciekawie się czytało, aczkolwiek... it's kind of lame ^___^
OdpowiedzUsuń