Napisane na prompt z #Writingstreamu z dA, nawet załapało się na feature w ich journalu, także jest nieźle. Jakby ktoś doszukiwał się pewnych podobieństw do mojego starego opa z Shirokami pisanego na podstawie "Obławy IV" Kaczmarskiego, są to podejrzenia jak najbardziej słuszne.
Od razu mówię, że opowiadanie jest w całości fikcyjne, a nawet jeśli nie, to na pewno nie jest o mnie. Jedyny raz, kiedy ja zostałam rzucona, wyglądał mniej więcej tak...
Facet: "*produkuje się przez pół godziny* ...Także myślę, że to nie ma sensu i będzie lepiej dla nas obojga, jeśli damy sobie na spokój i po prostu zostaniemy przyjaciółmi."
Ja: "...Okej, to pa."
Pamiętasz...?
Zabrałeś mnie na spacer tamtego pamiętnego kwietniowego dnia, na łąkę obsypaną kwieciem u stóp brzozowego zagajnika. Zerwałeś stokrotkę i wplotłeś mi ją we włosy, i śmiałeś się, gdy wciąż wypadała. Wtem spojrzeliśmy na siebie, wpatrywałam się w twe przepiękne brązowe oczy, a ich ciepło oczarowało mnie tak bardzo, że nie mogłam się oprzeć, kiedy złożyłeś na mych ustach delikatny pocałunek. Wkrótce niewinność przemieniła się w pasję i popchnąłeś mnie na trawę; językiem obrysowałeś moją szyję, szepcząc mi do ucha słodkie słowa okraszone gorącym oddechem, i przeszedł mnie dreszcz silny jak jeden z tych grzmotów mruczących gdzieś w oddali. Burza zbliżała się z każdą sekundą, ale nie przejmowałeś się tym, nie dopóki my również nie staliśmy się bardzo bliscy. Wróciliśmy do domu ukrywając się przed strugami deszczu pod twoją ciemnoczerwoną koszulą, teraz z plamami zieleni tam, gdzie moje ciało mocniej docisnęło ją do trawy, a potem tylko tkwiliśmy na balkonie, oglądając taniec błyskawic wokół nas. Drżeliśmy przed potęgą Natury, podczas gdy Ona chwaliła się swoimi piorunami, i wtulaliśmy jedno w drugie, jakby to mogło ochronić nas przed Jej wściekłością.
Pamiętasz...?
W strugach deszczu obejmowałeś mnie mocno i całowałeś me wargi, i nie przestałeś nawet kiedy moja matka krzyknęła ze zgrozą. Wszyscy oni, nasze rodziny, wpatrywali się w nas niezdolni do odwrócenia wzroku; a ty zmusiłeś ich, by to widzieli, zmusiłeś, by dostrzegli tę miłość między nami, zmusiłeś, by ją zrozumieli, a wszystko to jednym, namiętnym pocałunkiem. Jasna sukienka przylgnęła mi do ciała i okryłeś mnie marynarką, w żartach zaglądając do środka, kiedy ja śmiałam się i kazałam ci przestać. Powiedzieliśmy im, że wrócimy na przyjęcie, jak się przebierzemy, ale zamiast tego zostaliśmy w łóżku i kochaliśmy się, aż deszcz ustał i podwójna tęcza przecięła blady świt.
Pamiętasz...?
Tego wieczoru łez powiedziałeś mi, że spotkałeś kogoś innego. Powiedziałeś, że mnie opuszczasz, że wszystko między nami skończone, że nie chcesz, bym się do ciebie jeszcze kiedyś odezwała, i choć zawsze czułam, że to było zbyt piękne, żeby było prawdziwe, krople uderzające o stalowy parapet wtórowały moim rozpaczliwym płaczom. Błagałam i skamlałam, lecz ty tylko obróciłeś się i wyszedłeś, zostawiając mnie tam w twojej czarnej koszulce, jakby już w żałobie, opłakującą to, co kiedyś mieliśmy.
To małe miasto.
Teraz widzę cię na ulicy, w strugach deszczu, ściskającego dłoń tej twojej ślicznej, ciemnowłosej dziewczyny, podczas gdy ja usiłuję ukryć twarz w kapturze i udawać, że wszystko ze mną w porządku, że ruszyłam dalej i że nie myślę o tobie każdej nocy, usypiając się płaczem.
Chyba jednak nie pamiętasz...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz