Witam Państwa na moim... Nie, dobra, nieważne. Wiecie co. Wiecie gdzie. I pamiętajcie: jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o emocje.
(Aktualizowane, jeśli bogowie pozwolą, co drugą środę.)

środa, 9 września 2015

Kurara

- Wiesz, co to jest kurara? - zapytała mnie tego deszczowego ranka, wtulona w moją pierś swoim ciepłym ciałem. Pokręciłem głową, nawet się nie zastanawiając, co to może być. Trąciłem papierosem o popielniczkę zanim wsadziłem go sobie z powrotem do ust.
- To taka trucizna - wyjaśniła z rozbrajającym uśmiechem, wesoło kręcąc w palcach małą buteleczkę. Buteleczka wirowała niczym niewielki, srebrny bąk. - Sprawia, że twoim mięśniom odechciewa się żyć. Zaczynasz się dusić. I jakkolwiek byś się nie starał, nie możesz nabrać powietrza. Brakuje ci tchu. Znasz to uczucie?
- Chyba tak - odparłem, całując delikatnie jej włosy, których równie dobrze mogła nie mieć. Pachniały witaminami i dymem papierosowym.
- I w końcu tobie też odechciewa się żyć. A potem usypiasz, powoli, i już nigdy się nie budzisz. Co o tym sądzisz?
Uniosła na mnie swoje brązowe, szczenięce, wciąż błyszczące oczy i uśmiechnęła się. W kącikach jej pobladłych warg została jeszcze odrobina zaschniętej krwi. Boże, jaka ona była piękna.
- Sądzę, że to okropne. - Włączyłem wyobraźnię. - Człowiek leży i się dusi, jak ryba wyjęta z wody.
Nie odpowiedziała. Buteleczka w jej palcach wirowała nieprzerwanie.
Wziąłem jeszcze ostatniego dymka i wcisnąłem peta do popielniczki. Na stoliku nocnym było już sporo ciemnych śladów po niewytartym prochu i tych kilku wieczorach, gdy usypiając, bezwiednie i na oślep odkładałem wciąż zapalonego papierosa. Jej to nie przeszkadzało. Potarła policzkiem o moją szorstką brodę. Policzek zapadł się nieznacznie.
Przygarnąłem ją bliżej, osuwając się nieco w pościeli. Wtuliła się we mnie nagą piersią, a ja przesunąłem dłonią po jej ślicznej talii i pełnych biodrach, i miękkich udach, i... Uniósłszy jej twarz za podbródek, wpiłem się w jej usta. Smakowały witaminami i dymem papierosowym.
Wczoraj, gdy skończyła swoją wieczorną kroplówkę, uprawialiśmy seks. Krzyczała głośniej niż prawdopodobnie mogły znieść jej płuca, przyciskając się do mnie silniej niż mogły znieść jej wątłe ramiona; jej usta zrobiły się czerwone po raz pierwszy od wielu miesięcy. A ja zatapiałem się w niej, raz po raz, nieprzerwanie, a gdy fala nadeszła, spojrzałem na jej twarz zastygłą w wyrazie rozkoszy, na nią - i aż zabrakło mi tchu. Była piękna. Była tak piękna. Bardziej narkotyczna niż morfina, bardziej uzależniająca niż nikotyna. Odbierała dech w piersi. Działała... kuraryzująco.
Obudziłem się niecałą godzinę później. Obok leżała ona - wciąż piękna, nawet z jej pobladłymi ustami, wątłymi ramionami i zastygłą twarzą. Zakrwawione wargi miała rozwarte, jak ryba wyjęta z wody. Buteleczka wciąż tkwiła w jej palcach. Powietrze trąciło witaminami i dymem papierosowym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz