Witam Państwa na moim... Nie, dobra, nieważne. Wiecie co. Wiecie gdzie. I pamiętajcie: jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o emocje.
(Aktualizowane, jeśli bogowie pozwolą, co drugą środę.)

niedziela, 12 sierpnia 2012

Wstydźcie się

I nie pomoże nic, gdy zmieszasz ropę z krwią...

- Mamusiu! Mamusiu! - krzyczę, kiedy eksplozja zmiata morze. Mamusi nigdzie nie widać; powietrze jest ciężkie i gorące. Nie mogę zrozumieć - co się właśnie stało? W ledwie jednej chwili cały mój świat wybuchł i zmienił się niewyobrażalnie - niebo, dotychczas błękitne i bezchmurne, pokryło się ciemnymi popiołami, a czerwona łuna na północy przepełnia mnie strachem. Jedyne, czego tylko chcę, to stąd uciec, odlecieć jak najdalej, ale najpierw muszę znaleźć Mamusię.
W końcu widzę Ją: wynurza się tak daleko ode mnie. Zaczynam biec po wodzie, chcę do Niej lecieć, ale wtedy widzę wielką falę nadchodzącą z północy. Zawsze lubiliśmy, gdy fale oblewały nas przyjemnym chłodem, więc w pierwszym odruchu się cieszę, że Mamusia... Wtedy zdaję sobie sprawę, że woda nie jest już czysta - fala jest ciemna, na jej powierzchni czerwona substancja. Krew, myślę, sparaliżowany strachem.
- MAMUSIUUU! - wrzeszczę, ale nie mogę nic zrobić - fala opada na Nią, wpychając pod wodę. Słyszę, że próbuje coś powiedzieć, ale Jej skrzekot zamienia się w słaby bulgot.
- Nie, nie, nie, nie, nie... - tylko tyle mogę z siebie wydusić, płynąc naprzód z oczami utkwionymi w miejscu, gdzie zniknęła. Przebieram łapkami najszybciej, jak potrafię, ale im dalej płynę, tym trudniejsze się to staje. Woda jest tu gęsta, jakby oleista, i dociera do mnie, że znalazłem się w tym krwawym polu, gdzie wszystko umiera.
Nagle widzę czarny dziób i Mamusia wynurza się tuż przede mną. Leży bezwładnie na wodzie, a ja czuję, jak łamie mi się serce. Mamusia, drżąca z zimna, pokryta tą obezwładniającą czernią, spogląda na mnie spod ciężkich, kleistych powiek, a Jej oczy są zamglone.
- Mamusiu, Mamusiu! - trącam ją, próbując ją obudzić, ale nic nie działa. - Mamusiu, Mamusiu, Mamusiu! - chcę Jej powiedzieć, że mi przykro, że Ją kocham i że nie chcę, by odchodziła tam, skąd nikt nigdy nie wraca; ale moje gardło wydaje się ściśnięte tak mocno, że Jej imię to jedyne, co przez nie przechodzi.
I kiedy jestem już pewien, że Ona nigdy się nie poruszy, Mamusia podnosi głowę. Czuję przypływ nadziei - Mamusia wciąż jest tu ze mną i już za moment powie mi, że wszystko będzie dobrze, ale wtedy zauważam, że jej dziób jest sklejony tą ohydną, czarną krwią. Mamusia nic nie powie. Już nigdy nie usłyszę jej głosu.
 Mamusia tylko trąca mnie w pierś, w milczeniu - w tak strasznym milczeniu - zmuszając mnie do odejścia, ale nie mogę się ruszyć. Nie chcę Jej opuszczać, moje ciało drętwieje, a Ona wciąż mnie popycha, mimo że na pewno widzi, że to nie działa. Lecz wtedy widzę, że wypływam z tego krwistego pola, i wszystko do mnie dociera.
- MAMUSIU! - płaczę, patrząc jak Ona kładzie się na wodzie i spogląda pustym wzrokiem w niebo, i nagle słowa wypływają mi z dzioba. - Mamusiu, tak mi przykro, tak strasznie mi przykro, Mamusiu! Nie odchodź, Mamusiu, nie zostawiaj mnie samego! Nie chcę być sam! NIE CHCĘ BYĆ SAM!
Za późno. Jedyną odpowiedzią jest bulgot, gdy jej trup zapada się w fale.

Wszędzie martwe ciała. Czerwone niebo, czarna woda i moje płuca krzyczące z bólu.
- Muszę przeżyć - mówię sobie. - Muszę przeżyć dla Mamusi... - powtarzam to wciąż i wciąż na nowo, dopóki słowa nie wryją mi się w mózg, ale wciąż tak trudno w to uwierzyć. Przeżyć... To było takie proste, kiedy orki były naszym jedynym zagrożeniem. Nienawidziłem ich całym sercem, patrząc jak odbierają mi rodzeństwo, kolonię. Teraz orki leżą na brzegu, oddychając ciężko w agonii, a mi jest ich nieskończenie żal.
- Muszę przeżyć - mówię ponownie, ale to już ostatni raz. Nie uda mi się przeżyć, umrę!, zdaję sobie sprawę i zaraz dziwię się, że wcale mnie to nie obchodzi. Wszyscy moi wrogowie stali się moimi przyjaciółmi, łącznie ze Śmiercią. Może to prawda, co mówią? Może wszyscy idziemy w jedno miejsce, gdy nadchodzi koniec? Może zobaczę jeszcze Mamusię?
Wspomnienie jej białych piór pokrytych tą dziwną czarną krwią sprawia, że wilgotnieją mi oczy. Wszystko robi się zamazane i nie zauważam, że płynę na północ, nie dopóki woda nie staje się znów gęsta. Potrząśnięcie głową czyści mi wzrok i nagle widzę przed sobą tę wielką, przerażającą konstrukcję, wzniesioną tu przez ludzi. Pali się i zapada w morze - i, ku mojemu zdumieniu, krwawi tą dziwną krwią, która zabiła Mamusię. Czuję, jak furia ogarnia mój umysł; czerwienieje mi przed oczami i zaczynam płynąć. Zadam temu potworowi ostatni cios! Niech umiera jak Mamusia umarła! Niech leży jak leżą orki, czekając w agonii, aż Śmierć po nie przyjdzie. Niech KRZYCZY jak my wszyscy KRZYCZYMY!
Nagle zatrzymuję się. Tam są ludzie. Niektórzy stoją w miejscu ze strachem w oczach, inni biegają w panice. Jeden leży na ziemi i płonie.
Nie mogę się ruszyć - nigdy wcześniej nie widziałem ludzi. Dlaczego nic nie robią? Czy to nie oni stworzyli tego potwora? Przecież wiedzą, jak go uśpić, prawda? A skoro tak, to dlaczego stoją w miejscu albo panikują, kiedy świat się wali? Dlaczego nic nie robią?!
Jestem tak zaaferowany tym widokiem, że z początku nie zauważam czarnej krwi powoli pokrywającej moje piórka. Wpadam w panikę, próbuję ją strzepnąć, ale jest lepka i im bardziej próbuję, tym więcej ciała mi ona odbiera.
- MAMUSIU! - krzyczę i wtedy sobie przypominam... nie ma już żadnej Mamusi, by mi pomogła. Nie ma żadnej Mamusi. Żadnej Mamusi.
Ludzie zauważają, że tonę w czarnej wodzie i patrzą na mnie, gdy walczę, by utrzymać się na powierzchni. Chcę rozłożyć skrzydła i odlecieć, mimo że nie umiem jeszcze dobrze latać, ale ta dziwna krew jest w moich piórach, zbyt ciężka, bym kiedykolwiek mógł jej unieść. Nagle do mnie dociera - to koniec. Jestem tylko małą mewą, co ja mogę począć?
Przestaję walczyć i pozwalam ciału zatonąć. Ludzie tylko stoją tak, patrząc jak umieram, i robi mi się dziwnie smutno. Pod wodą nie jest już tak pięknie, jak zapamiętałem. Nie ma już ryb czy nieskończonego błękitu. Woda jest ciemna i straszna, i taka... pusta. Nikogo tu nie ma. Nikogo, żeby mnie widzieć, nikogo, żeby żałować mojego końca.
Jest pusta. Jak ostatnie spojrzenie Mamusi.
Kiedy ostatni oddech gorącego powietrza ulatuje, czuję się dziwnie. Pierś mnie boli... Wspomnienia powracają. Ciemna woda zmienia się w obezwładniającą jasność, a ja widzę wokół siebie roztrzaskane jajo. Mamusia patrzy na mnie dumnie. Mój pierwszy lot, kiedy Mamusia zrzuciła mnie z brzegu. Moja pierwsza wycieczka na morze u boku Mamusi... Mamusia mnie karmi... Mamusia... Mamusia... Gdzie jest Mamusia? Mamusiu, boli... Mamusiu, gdzie jesteś? Mamusiu, przyjdź, to serce tak boli... Nie chcę być sam, Mamusiu... Tęsknię za Mamusią, dlaczego Jej tu nie ma?
Tak bardzo tęsknię za Mamusią... Czy zobaczę jeszcze Mamusię? Czy Mamusia będzie na mnie czekała? Czy jest tam cokolwiek, cokolwiek po drugiej stronie? Czy jest tam Mamusia?
Moje oczy są zamknięte, ale widzę coś. Czy to Mamusia? Czy to naprawdę Mamusia? Moje myśli się śmieją, czekam na ciepły dotyk jej dzioba na policzku. Ale to nie jest Mamusia. To tylko jej ciało, unoszące się na wodzie przed jakimiś ludźmi po kolana w czarnej wodzie. Ból rozrywa mi serce. Nie ruszajcie Mamusi! Zostawcie Mamusię w spokoju! To nie jakiś tam trup, to moja Mamusia, nie możecie Jej ruszać! Ostatni spazm targa moim ciałem, gdy próbuję ich powstrzymać, ale nie mogę. Ludzie wbijają w Mamusię kij i wrzucają Ją do czarnego worka. Wściekły, przeklinam ich. Bądźcie przeklęci! Wstydźcie się!
Nadzieja ulatuje ze mnie, a życie podąża za nią. Widzę Śmierć, idzie do mnie i wygląda jak Mamusia. Jestem zachwycony błyszczącym, ale też trochę smutnym wzrokiem Mamusi, a jej oczy są tak spokojne, że chcę się w nie zapaść, żeby nie czuć już tego bólu. Mamusia jest tutaj, myślę tylko. Mamusia jest tu ze mną. Mamusia kładzie dziób na moim policzku i mówi:
- Nie martw się, kochanie... Wszystko będzie dobrze.

Ty, który to czytasz, proszę - pamiętaj moją historię. Proszę, pamiętaj mój ból, pamiętaj martwe ciało Mamusi unoszące się na wodzie, pamiętaj orki na wybrzeżu, pogrążone w agonii. I pamiętaj nasz krzyk, nasz wspólny niemy krzyk z ostatniej minuty życia:
"Wstydźcie się! Wstydźcie się być ludźmi!"

3 komentarze:

  1. Mocne opowiadanie z ciekawą perspektywą. Ostatnie słowa ('wstydźcie się') nie przemawiają do mnie. Czego mam się wstydzić? Człowieczeństwa? Ludzkości? Na żadną z tych rzeczy nie mamy wpływu. Dla mnie osobiście coś na kształt 'zobaczcie' lub 'zastanówcie się' byłoby lepsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tylko mała mewa, który przed chwilą przeszedł piekło, a podczas niego ludzi widział tylko pierwszy raz. Dlaczego wymagasz od niego, żeby wiedział, że nie wszyscy ludzie są tacy sami, jak twórcy tego potwora, który zabił jego Mamusię?

      Usuń
    2. Patrząc w ten sposób..., ale chyba chciałby też żeby jego i jego los zobaczono.

      Usuń